Tesle są prawie nie do ukradzenia. W USA złodzieje kradną mniej niż jedną na tysiąc, ale i tak są one odnajdywane i wracają do właścicieli

Tesle, jako samochody elektryczne, których lokalizacja i parametry są nieustannie monitorowane, to trudny kawałek chleba dla złodziei. Dane National Insurance Crime Bureau w USA wskazują, że nawet jeśli zdarzy się kradzież auta, to wraca ono do właściciela.

W latach 2011-2018 (do końca maja), w USA ukradziono łącznie 139 Tesli - niewiele jak na sporo ponad 170.000 sprzedanych. Ginie mniej niż jedna na tysiąc. Istotne jest jednak, że odnalezione zostały prawie wszystkie, poza dosłownie kilkoma.

Kradzieże Tesli

1. 2011: 1
2. 2012: 0
3. 2013: 6
4. 2014: 15
5. 2015: 9
6. 2016: 28
7. 2017: 57
8. 2018 (maj): 23

O tym, że z kradzieżą Tesli nie ma żartów przekonał się złodziej, który w 2014r. zwinął Model S, a następnie roztrzaskał się po pościgu, stając się pierwszą ofiarą śmiertelną Tesli w historii (wcześniejszy wpis). Właściciele niekiedy są nawet w stanie sami odnaleźć lokalizację auta poprzez aplikację mobilną (wcześniejszy wpis), gdy złodziej zdarzy się mniej ogarnięty, że żyje w XXI wieku. To zmienia nieco postrzeganie funkcji „Find my car” normalnie używanej żeby odnaleźć samochód na jakimś gigantycznym amerykańskim parkingu albo w mniej znanej okolicy.

Kradzieże Tesli pewnie będą z begiem czasu jeszcze trudniejsze, bo auta są wyposażane standardowo w całą masę kamer. Można zatem wyobrazić sobie dodatkowe wykorzystanie zarejestrowanego obrazu, który ujawni kto do auta podchodził, gdzie jechał, kto może być świadkiem, przy jakich innych autach się zatrzymał (aby załadować na lawetę/dokonać wyłączenia zdalnej komunikacji). Swoją drogą, jedna z nowych aktualizacji ma umożliwić użytkowników dostęp do przedniej kamery, aby nie musieli oni nabywać dodatkowych wideorejestratorów.